 |
Do Niemiec pojechałem służbowo w marcu
2001, wysłany przez moją firmę na targi Cebit
w Hanowerze wraz z dwoma kolegami i koleżanką z pracy. Tak się
jednak złożyło, że mieszkaliśmy w hotelu w Berlinie.
Przez 2 dni dojeżdżaliśmy do Hanoweru pociągiem, ale 2,5 dnia
mogliśmy poświęcić na zwiedzanie Berlina. Podróż z i do Warszawy
odbyliśmy samolotem. Z lotniska Tegel jeździ kilka autobusów. Po
mieście poruszaliśmy się komunikacją miejską ( bilet tygodniowy na
wszystkie strefy - 53 DM ). Berlin zrobił na mnie mieszane wrażenia
- z jednej strony wspaniale odrestaurowana Unter den Linden i
niesamowite wieżowce na Potsdamer
Platz, z drugiej - niewiele zmieniony od czasów NRD,
niszczejący Alexanderplatz.
Widać, że wszędzie dużo się buduje, ale cały czas w centrum straszą
niezabudowane przestrzenie, a po wschodniej stronie - blokowiska.
Przeszliśmy od ogrodu zoologicznego, obok Siegessäle
( Kolumna Zwycięstwa ) i pomnika Żołnierzy Radzieckich, aż do Bramy
Brandenburskiej. Była ona akurat odnawiana. Cała zasłonięta
rusztowaniami, na których zawieszono .... namalowany na płótnie rysunek
bramy. Dopiero z bliska dostrzegliśmy, że to nie jest prawdziwa budowla.
Wszyscy mięliśmy na to tylko jedno określenie - Matrix :-). Obok bramy
znajduje się odnowiony Reichstag,
z błyszczącą, szklaną kopułą i kolejką do zwiedzania. W wielu
miejscach widać ślady przebiegu muru - namalowana linia na jezdni,
kostka innego koloru. Obejrzeliśmy jego fragment, pozostawiony nad
rzeką - obecnie zabytek, pokryty licznymi malunkami ( w sklepiku obok można
kupić oczywiście liczne pamiątki ). Byliśmy na słynnym Checkpoint
Charlie ( dawne przejście graniczne z Berlina Zachodniego ).
Zobaczyliśmy też dworzec
Zoo, Potsdamer
Platz,
gdzie zakończono budowę niesamowitego zespołu wieżowców, a także
jedyną ocalałą budowlę z czasów III Rzeszy - dawny budynek
Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy ( obecnie Ministerstwo Finansów ). Duże
wrażenie robi położony w samym centrum kościół
pamięci im. Cesarza Wilhelma - zniszczony w czasie wojny i nie
odbudowany symbol zniszczeń wojennych.
Zawitaliśmy także na Kurfürstendamm
( najbardziej ekskluzywna ulica miasta ) i do dzielnicy Kreuzberg (
dawna mekka młodzieży "alternatywnej", obecnie skupisku
imigrantów, głównie tureckich ). Przeszliśmy przepiękną Unter den
Linden. Chcieliśmy obejrzeć też pozostałości bunkra Hitlera, ale
nie udało nam się ich odnaleźć.
Oczywiście pojechaliśmy też na Alexanderplatz.
Ponieważ w dzieciństwie byłem na koloniach w NRD, to teraz skonfrontowałem
moje wspomnienia z obecnym stanem tej dawnej chluby wschodnich Niemiec.
Obecnie wszystkie budowle, zapamiętane jako wspaniałe, wydały mi się
strasznie brzydkie i zaniedbane. Choć trwają tam prace renowacyjne
wszystko razem nie robi najlepszego wrażenia - zarówno wieża
telewizyjna, jak fontanna narodów, czy zegar
Urania. Jedynie Rotes
Rathuas ( Czerwony Ratusz ) wyróżnia się w tym miejscu. Straszy
przebudowywany Palast der Republik ( Pałac Republika - siedziba
parlamentu NRD ).
Mieszkaliśmy w dzielnicy Charlottenburg, spokojnej i cichej. Kiedyś
było tam mnóstwo sklepików dla handlarzy ze wschodu, obecnie pozostały
niedobitki. W jeden z wieczorów udaliśmy się na Prenzlauer Berg
- tętniącą życiem dzielnicy na wschodzie miasta, gdzie skupia się życie
miejscowej cyganerii artystycznej. Zjedliśmy tam wspaniałą kolację w
miłej knajpce.
Codzienne za to raczyliśmy się tanim ( 0,6-0,99 DM ) i całkiem
dobrym piwem z supermarketu.
Choć pogoda raczej nie dopisała ( w ostatnim dniu padał śnieg ), Berlin
zrobił na mnie duże wrażenie. |
 |
Przez dwa dni dojeżdżaliśmy ( bardzo
wygodnymi ) pociągami do Hanoweru - na targi Cebit.
Bilety kosztują od 60 DM za jeden dzień ( przy wcześnejszym zakupie
) Samego miasta prawie nie widziałem - jedynie niewielki fragment
obok stacji kolejowej. Na targi jeździły specjalne pociągi z dworca głównego.
Zwykle były niesamowicie zatłoczone. Same targi ( Cebit
odbywa się na terenach Hanover
Messe ), niedawno rozbudowane to ogromny teren. Po całodziennym
"zwiedzaniu" nogi bolały i to bardzo. Od mnogości stoisk i
wystawianego sprzętu i oprogramowania bolała też głowa. Jak na każdej
takiej imprezie rozdawano mnóstwo gadżetów, choć po najciekawsze
polował spory tłumek. Na pewno warto je odwiedzić, bo robią duże wrażenie. |
|