Do Petersburga chciałem pojechać
od dawna. Bliski termin wprowadzenia wiz w ruchu turystycznym z Rosją
spowodował, że podjąłem ostateczną decyzję - nie wiadomo, jak potem
będzie. Termin wybrałem tak, żebym tracił jak najmniej urlopu ( święto
Bożego Ciała ). Dopiero potem dotarło do mnie, że jest właśnie
300-lecie założenia miasta i będę w mieście nad Newą tydzień po
zakończeniu oficjalnych uroczystości. Nie było łatwo - znaleźć miejsce
do spania po przystępnej cenie. W końcu zarezerwowałem ( nie bez trudności
) miejsce w "International Hostel
Holiday" . Miejsce w wieloosobowej sali kosztowało tam 14$
za noc. Musiałem dokonać przedpłaty za pierwszą noc ( dane karty przesłałem
faksem ). Zdecydowałem się na trasę Warszawa- Tallin- Sankt Petersburg
- Moskwa - Brześć - Warszawa. |
|
Z Warszawy wyjechałem w piątek 13.06.2003 po południu
autobusem firmy STAR
TURIST. Za przejazd w jedną stronę do Tallina
trochę już przestarzałym Neoplanem zapłaciłem 160 zł. Miejsce
rezerwowałem wcześniej telefonicznie. Wyjazd z Warszawy Trasą Toruńską
trwał długo z powodu korków. Wieczorem byliśmy w Białymstoku, a około
północy przekroczyliśmy granicę z Litwą. Sprawnie przejeżdżamy
przez terytoria Litwy i Łotwy, aby wcześnie rano dotrzeć do Rygi,
która z okien autobusy wydaje się całkiem ładnym miastem.
Kontrola na granicy z Estonią jest troszkę dokładniejsza, kierowca musi
otworzyć klapę bagażnika. W kantorze można wymienić pieniądze po
kursie 1$=12 EKK ( koron estońskich ). Po drodze zatrzymujemy się na
chwilę przy jakimś zajeździe. Krajobrazy są już różne od naszych,
bardzo podobne do tych znanych ze Skandynawii. Około południa
docieramy do Tallina, zatrzymujemy się przy dworcu autobusowym. Wypłacam
z bankomatu 300 EKK, kupuje w Eurolines bilet do Petersburga za 150 EKK (
są też ekspresy za 198 EKK ), oddaję plecak do przechowalni ( 10
EKK ) i i ruszam do miasta. Chwile błądzą zanim docieram na Stare
Miasto. Tutaj w informacji turystycznej ( tuż obok rynku ) biorę
mapę i już mogę spokojnie zwiedzać. Chodzę ponad 4 godziny po starówce
Tallina. Jest elegancka, ładnie odnowiona, jednak niewielka (
zobaczyłem praktycznie wszystko ) i w sumie nie różni się zbytnio od
tego, co można zobaczyć także w naszym kraju. Jest dość sporo turystów,
głownie ze Skandynawii i Niemiec, także trochę Polaków. Oglądam
zamek,
prawosławny
sobór i katedrę.
Wszędzie wiszą flagi narodowe przewiązane kirem - niedawno minęła
kolejna rocznica wywózek z 1940 roku. Jem w McDonald`s ( jedyne
miejsce w okolicy o znośnych cenach ) zestaw + napój mleczny za 58 EKK.
Potem idę na piwo - 16 EKK. Chodzę sobie troszkę po mniej turystycznych
miejscach. O ile centrum jest eleganckie i bogate , to już trochę poza
nim widać sypiące się i zaniedbane domy ... Wracam na dworzec
autobusowy. Autobus do Petersburga okazuje się zapełniony ponad miarę -
sprzedano za dużo biletów. Na granicy musimy wyjść z niego i przejść
z bagażami do budynku, gdzie odbywa się kontrola. Wszystko przebiega
sprawnie, nie chcą mi jednak podstemplować deklaracji celnej - podobno
teraz można swobodnie przewozić do 3000 $. |
|
15.06.2003 dojeżdżam do Petersburga,
wysiadam tuż przy Dworcu Bałtyckim. Jestem tam bardzo wcześnie - nie ma
gdzie wymienić waluty ( na granicy też nie było takiej możliwości ).
Od taksówkarzy dowiaduję się, że na Newskim Prospekcie są czynne
kantory. Decyduję się iść tam na piechotę. Trochę błądzę, mijam
grupki młodzieży wracające właśnie z sobotnich imprez. W końcu przy
soborze Kazańskim wychodzę na główną ulicę miasta. Wymieniam pieniądze (
1$ = 29 RUR, 30 RUR prowizji ). Ze stacji "Gostinnyj Dwor" jadę
metrem do "Płaszczadzi Lenina". Przed wejściem do metra stoi
tam statua wodza rewolucji na tankietce. Niedaleko stamtąd znajduje się
mój hostel. Miałem tam zarezerwowane miejsce i rzeczywiście wszystko
jest OK. Dostaję miejsce na sali zbiorowej. Odsypiam trochę podróż, po
kilu godzinach wstaję i myję się. Okazuje się, że nie mogą mnie
zarejestrować, bo nie mam wizy turystycznej, tylko służbową
( "AB"
). Jadę metrem do centrum, a stamtąd udaję się na pierwszą przechadzkę
po mieście. Dochodzę do pałacu zimowego,
pomnika Piotra
I, soboru
Isakijewskiego, a potem spaceruję wzdłuż kanału
Gribojedowa. Jem w
Pizza Hut ( małą pizza około 80 RUR ). Dość późno wracam do hotelu
i uzgadniam z recepcjonistką, że jutro zadzwonimy do OVIR w
sprawie mojej rejestracji.
Gdy wstaję następnego dnia, tak też czynimy.
Odpowiadają, żeby przyjść do nich i zarejestrować się za 20 RUR (
czynni tylko 3 dni w tygodniu, kilka godzin rano ). Jem wliczone w cenę
śniadanie ( bułka + jogurt ) i idę do wspomnianej instytucji.
Tracę ponad godzinę w kolejce ( milicjant wpuszcza tylko po 20 osób,
dopiero pod koniec wpuszcza wszystkich cudzoziemców. Tam
po wypełnieniu kwitka i rozmowie z bardzo niemiłą urzędniczką
dowiaduję się, że OVIR nie rejestruje takich wiz i że mam się udać
do jednego z dwóch hoteli, które dokonują takich operacji. Odwiedzam więc
te miejsca - w odnalezieniu hotelu "Polustram" na ulicy
Metalistow pomaga mi bardzo miły przechodzień. Tamże jednak mało
sympatyczna pani mówi, że oni dokonują tylko rejestracji dla gości.
Jadę trolejbusem nr 3 ( 6 RUR ) do drugiego hotelu i znowu dowiaduję się tego samego. W
strugach deszczu czekam na marszrutkę numer 28 którą za 12 RUR wracam do centrum. Tutaj odnajduję agencję turystyczną poleconą mi
przez pewną dziewczynę w internecie ( "Baltic Tours", Newski
Prospekt 109 ), gdzie za jedyne 30 Euro mają mi załatwić rejestrację
.... Zostawiam mój paszport i kartę wjazdową. Jestem w euforii - choć
dużym kosztem, wreszcie mam to z głowy - idę do Pizza Hut, gdzie
rozrzutnie wydaję 370 rubli. "Prawdziwe" zwiedzanie rozpoczynam od pomnika Piotra I,
Ermitaż jest niestety zamknięty ( ktoś ważny przyjechał z wizytą
). Potem
odwiedzam bogato zdobiony sobór
Izaaka, wchodzę też na jego kolumnadę
( bilet do soboru 250/125 RUR, kolumnada 100/50, opłata za fotografowanie
25 RUR, ceny dla cudzoziemców - odpowiednio normalne i dla studentów,
warto wyrobić sobie kartę ISIC ). Wracam na Newski Prospekt do agencji i
odbieram mój paszport z rejestracją w hotelu "Biełyje Noczi".
Idę nad kanał Grobojedowa, gdzie według. znajomej z internetu są knajpki z
piwem, ale jest tam tylko parę ogródków piwnym pod namiotami. Dochodzę
do placu Siennego, gdzie w ogródku pije dobre piwo "Bałtika 8"
za 25 RUR . Wieczorem chodzę sobie po Newskim
Prospekcie, dłuższą chwile odpoczywam sobie na ławeczce przy śmiesznej
fontannie z kulą obracaną przez wodę. Wracam metrem do hotelu. Aby wejść
do kolejki podziemnej należy kupić metalowe żetony po 7 RUR. W kiosku
przed moim hotelem kupuję sobie piwo "Pietrowskoje" za 12 RUR.
Do hotelu docieram około północy - jest jeszcze na tyle widno, że mogę
czytać i pisać.
17.06.2003 Wstaję dość wcześnie, bo chcę tego dnia sporo
zobaczyć, Zaczynam od obejrzenia "Aurory", zacumowanej po
drugiej stronie rzeki. Wstęp jest bezpłatny, okrętem opiekują się
kadeci, których widzę przy malowaniu. Na legendzie rewolucji powiewa
obecnie flaga "andriejewska ", czyli św. Andrzeja,
tradycyjna flaga floty Rosji, jednak w muzeum okrętowym można zobaczyć
flagę radziecką, pieczołowicie zdjętą na początku lat 90-tych. Potem
idę nadbrzeżem do twierdzy Pietropawłowskiej. Za wejście na teren się
nic nie płaci, za to za zwiedzanie obiektów odpowiednio 250/125 RUR.
Oddzielnie płatne jest wejście na mury, skąd można podziwiać pękną
panoramę miasta. Najciekawszy obiekt to sobór św. Piotra i Pawła z
grobami carów od Piotra I i kaplicą poświęconą rodzinie ostatniego
cara, zamordowanego przez bolszewików. Jest też kaplica z grobami
wielkich książąt. Po wyjściu z twierdzy przechodzę przez Wyspę
Wasiljewską do Ermitażu. Do wejścia jest długa kolejka.
Cudzoziemcy płacą za bilet 380 RUR, na szczęście dla studentów jest
za darmo. Płacę tylko za fotografowanie - 100 RUR. Na dziedzińcu jest
przeprowadzany wywiad z ... marszałkiem naszego Senatu. Zwiedzam muzeum i
Pałac Zimowy aż do zamknięcia, czyli do godziny 18:00. Mimo dość
szaleńczego miejscami tempa i tak wszystkiego nie zobaczyłem, choć
stopy mnie bolą straszliwie. Muszę chwilę odpocząć. Na Newskim Prospekcie, przy
stacji "Gostinnyj Dwor" wykupuję wycieczkę "Nocny
Petersburg" za 250 RUR. Na kolację jadę do polecanej knajpki
"U Tioszy na Blinach" ( niedaleko stacji metra Wasiljewska
).
Bardzo sympatyczne miejsce i smaczne jedzenie za 100 RUR. Wracam do
hotelu, kąpię się, a potem jadę znowu na stację "Gostinnyj Dwor"
- tam zaczyna się nocna wycieczka. Wyruszamy o 23:00 . Jeździmy po
mieście, nasza przewodniczka opowiada nam o historii. Podjeżdżamy nad
Zatokę Fińską, gdzie zgodnie ze zwyczajem wrzucamy pieniążki do
morza. Potem zaczynamy oglądanie podnoszenia kolejnych mostów. Jest to
rozrywka popularna nie tylko wśród turystów, ale i wśród miejscowych
mieszkańców. Niesamowicie wyglądają statki przepływające pod
uniesionymi mostami. Ciemność zapada jedynie na 2-3 godziny, potem znowu
robi się jasno. Nad rankiem jedziemy do Mc Donald`s ( gdzie są ogromne
kolejki ) na śniadanie. Gdy już robi się zupełnie jasno odwiedzamy
jeszcze nadbrzeże z pomniczkiem "czyżyka-pyżyka" i rzucamy
pieniążki. Przed 6:00 wycieczka kończy się przy stacji metra "Moskowskaja"
Tam czekam aż do otwarcia metra i wracam do hotelu. Trochę śpię ( mimo
hałasów czynionych przez grupę podpitej młodzieży ) i około 10:00
ruszam do Peterhofu. |
|
Dojeżdżam metrem do stacji "Bałtijskaja"
i stamtąd autobusem do Peterhofu ( 20 RUR ). Pałac wygląda
naprawdę przecudnie. Wpierw trzeba wnieść opłatę za wejście do ogrodów,
a potem jeszcze stanąć w kolejce i zapłacić za wejście do pałacu.
Cudzoziemcy i tak mają lepiej, bo Rosjanie muszą stać w dwóch
kolejkach i mogą wejść tylko w określonych godzinach ( reszta czasu
jest zarezerwowana dla grup zorganizowanych ). Wszystkie koszty to 380/190
RUR + 100 RUR za możliwość robienia zdjęć. Sale pałacu są wspaniale, bogato udekorowane. Jednak główna atrakcja tego
miejscu to fontanny ze słynną Wielką Kaskadą na czele. Niektóre z nich
są naprawdę dziwne np. fontanna w kształcie drzewa, albo fontanny
tryskające wodą gdy się przebiegnie w określonym miejscu, albo usiądzie
na ławeczce. Nie zwiedzam grot pod kaskadą ( wstęp kosztuje 100/50 RUR
). Odwiedzam jeszcze skrzydło Katarzyny ( wstęp 100/50 RUR + 60 RUR za
fotografowanie ) i już robi się późno, fontanny są wyłączane i
trzeba powoli wracać. Jadę marszrutką za 20 RUR do metra. Jem w
Mc Donald`s ( 110 RUR za zestaw z szejkiem ), chodzę po mieście i około
północy wracam do hotelu. |
|
19.06.2003 Okazuje się, że muszę
przenieść się do innego pokoju. Ponieważ jednocześnie troszkę zaspałem,
to na dworzec Witebski docieram dopiero około 10:15. Stamtąd mam zamiar
pojechać "elektriczką" do Carskiego Sioła
( miasto Puszkino ). Okazuje się
jednak, że do południa pociągi nie jeżdżą ...Postanawiam zatem w tym
czasie obejrzeć Ławrę Aleksandra Newskiego. Dojeżdżam tam
metrem. Gdy wchodzę do środka, mnich przy wejściu wyławia mnie z spośród
wiernych i muszę zapłacić za wstęp ( 60/30 RUR ). Zwiedzam jednak
tylko jedną świątynię , druga z grobami sławnych ludzi jest w tym
dniu zamknięta. Oglądam więc ową otwartą cerkiew oraz zaniedbany
cmentarz z grobami zasłużonych z czasów ZSRR, umieszczony w środku ławry.
Nie wchodzę na dwa płatne cmentarze z XIX wieku. Wracam metrem na
dworzec kolejowy i jadę pociągiem podmiejskim za 12 RUR do stacji
Dzietskij Sad ( nawa pochodzi o pobliskiej wioski dla dzieci SOS ) ,
a potem marszrutką za 7 RUR pod sam pałac. Wchodzę do ogrodu ( 70/35
RUR ). Pałac z zewnątrz jest przepiękny. Wspaniały ogród urządzony
jest częściowo
w stylu francuskim, częściowo w angielskim . Jest tam
jeziorko z wyspą na którą można dopłynąć promem, jest dom w stylu
angielskim, galeria
Camerona. Okazuje się, że wejście do pałacu jest praktycznie niemożliwe
- jest straszliwa kolejka zarówno do kasy biletowej, jak i do wejścia. Jakiś
konik proponuje mi bilety, ale zanim się decyduję już ktoś inny je kupuje.
Przy pałacu znajduje się też
Muzeum Puszkina ( który tutaj chodził do elitarnego liceum
), ale nie wygląda na zbyt
interesujące. Postanawiam wracać do Petersburga. Mam zamiar pojechać
jeszcze do Pawłowska, ale robi się na tyle późno, że rezygnuję. Idę
na piechotę przez ładny parku w środku Puszkina. Dworzec kolejowy z XIX
wieku jest niestety bardzo zaniedbany i tylko trochę ochlapany farbą z
zewnątrz. Po
powrocie do miasta nad Newą postanawiam jeszcze trochę pozwiedzać.
Chodzę po wyspie Wasiljewskiej, przechodzę wzdłuż ulicy Milionerów (
niedaleko Ermitażu, nazwa pochodzi od kosztów budowy domu przy niej ),
do Pól Marsowych, przy pałacu letnim
i parku
( ale nie wchodzę tam, bo
jest płatny ). Próbuję kupić wycieczkę do Carskiego Sioła, ale
okazuje się, że są one wykupione na kilka dni naprzód. Jadę na
godzinną przejażdżkę statkiem po kanałach Petersburga. Choć pogoda
nie jest najbardziej sprzyjająca, to jednak jest bardzo przyjemnie ( 200
RUR ). Miasto widziane z tej perspektywy wygląda całkiem inaczej. Wracam do
hotelu. Po drodze zachodzę jeszcze do baru w pobliżu na kolację .
Spotykam tam paru moich współlokatorów z hotelu - okazuje się, że
wczoraj dziewczęta tańczyły w tym barze topless... Dowiaduje się także,
że Amerykanina okradli kieszonkowcy w metrze.
20.06.2003 Ostatni dzień mojego pobytu w Petersburgu. Postanawiam
jeszcze raz pojechać do Carskiego Sioła. Z samego rana jadę
metrem, "elektriczką" i marszrutką . Do ogrodu wchodzę za
darmo - jest jeszcze przed otwarciem. Pada drobny deszcze. Chodzę sobie
po parku, a tu okazuje się, że już jest całkiem niezła kolejka - na
liście społecznej mam numer 59. Bilety zaczynają sprzedawać o 10:00
.Zaczynają się przepychanki, jacyś milicjanci ( oczywiście bez kolejki
) kupują 24 bilety. Dwójka Polaków chce kupić bilety poza kolejnością,
ale "komitet kolejkowy" okazuje się twardy ( potem ich spotkam
- udało im się kupić bilety stojąc w kolejce ). W końcu daje mi się
nabyć bilety dla cudzoziemców ( 400/200 RUR ). Ustawiam się w kolejce
do wejścia do pałacu i idę zwiedzać "agatową komnatę" (
160/80 RUR ). Sala cała wyłożona agatami, jeszcze nie odrestaurowana,
ale właśnie zaniedbanie dodaje jej tylko uroku. Wracam do kolejki
- zaczyna się wchodzenie na mój "seans" ( bilety są
sprzedawane na kolejne "seanse", na określone godziny, na każdą
godzinę pewna liczba biletów ). Właściwie jest to jednak szturm - jakaś
wycieczka chciała się wcisnąć bez kolejki ( właściwie wycieczki
wchodzą oddzielnym wejściem, ale ta była jakaś dziwna ). Po wepchaniu
się do środka, muszę zaczekać na sformowanie grupy, którą
przewodniczka oprowadza po wnętrzach. Wspaniała klatka
schodowa, ogromna złocona sala
tronowa ( 900 m2 ), amfilada komnat z odrestaurowaną bursztynową
komnatą na
czele. Wszystko to jest wspaniałe, ale radość zwiedzania tłumi wysiłek,
który musiałem włożyć, aby to zobaczyć ( i jeszcze słono zapłacić
). Wychodzę około 15:00, przechadzam się po parku Aleksandryjskim i
wracam na dworzec kolejowy, skąd spóźnionym pociągiem wracam do
miasta. Tym razem wysiadam na trzeciej od Puszkina stacji, skąd przechodzę do
ostatniej stacji metra ( Kurczało ? ). Postanawiam jeszcze raz odwiedzić
Ermitaż ( skoro i tak wchodzę tam bezpłatnie ) - oglądam sale antyczne (
największe wrażenie robią ogromny posąg i kilkumetrowej średnicy waza
(?) ). Chcę jeszcze zobaczyć sobór św. Mikołaja, ale zmęczenie robi
swoje - nie daję rady. Jem w Mc Donald`s, kupuję prezenty ( matrioszki są
od 150 RUR, pudełeczka od 260 RUR, a czapki wojskowe - od 200 RUR ). Wracam do
hotelu, jem jeszcze kolację w barze przy hotelu ( smaczne bliny z
grzybami 60 RUR, piwo 30 RUR ). Właśnie trwają "występy
artystyczne" - jakieś dziewczyny tańczą "przy rurze". Zabieram bagaże
z hotelu i jadę na dworzec Moskiewski. Pociąg odjeżdża o 22:30. Za pościel
płacę 30 RUR, podróż mija całkiem przyjemnie. |
|
Rankiem 21.06.2003 jestem już w Moskwie.
Na dworcu Leningradzkim szybko myję się w dość czystej toalecie ( 8
RUR ), a potem metrem ( tutaj już wycofano żetony - są bilety
magnetyczne, 1 przejazd 7 RUR, 10 przejazdów 50 RUR ) jadę na dworzec
Białoruski. Tam oddaję bagaż do przechowalni ( 30 RUR, niestety
nieczynne w godzinach 14-15, a więc będę musiał przyjechać wcześniej
) i jadę do centrum. Wysiadam tuż przy osławionej Łubiance. Oglądam
budynek teatru "Bolszoj" i idę na plac Czerwony. Na
chwilę zatrzymuję się "przy miejscu zerowym" - stąd mierzy
się wszystkie drogi wychodzące z Moskwy. Wielu uważa, że należy odwrócić
się tyłem i rzucić pieniążek na szczęście. Po przechadzce po placu
Czerwonym postanawiam zwiedzić Kreml. Kupuję bilety, w tym także
do zbrojowni ( jest tam niewielka pula biletów dla osób prywatnych ). W
sumie ze zniżką dla studentów i zezwoleniem dla fotografujących płacę
400 RUR. Oddaję mały plecak do przechowalni ( aż 60 RUR dla cudzoziemców,
zapłacę przy odbiorze, bo już brakuje mi pieniędzy ). Idę do wejścia
na Kreml, ale okazuje się, że wejście do zbrojowni jest w innym
miejscu. Po kontroli bezpieczeństwa wchodzę do środka. Do obejrzenia
jest jeszcze "ałmaznyj fond", ale niestety biletów dla turystów
indywidualnych już nie ma. W zbrojowni oglądam stroje koronacyjne
carowych i carów, trony
( m.in. Iwana Groźnego
), słynną "czapkę
Monomacha" ( symbol władzy cara ), karety, ubiory carskie i
cerkiewne. To wszystko bogato zdobione klejnotami, szyte złotymi i
srebrnymi nićmi. Na drugim piętrze są liczne wyroby ze srebra i złota,
głownie pochodzące z cerkwi. Wychodzę na zewnątrz i przez drugą bramę
wchodzę na Kreml
( znowu kolejka i dość niemiła kontrola przez ochronę ). Przeraża Pałac
Zjazdów, brutalnie wybudowany w środku zabytkowego kompleksu. Oglądam słynny
ogromny dzwon "car-kołokoł", który nigdy nie dzwonił
i słynna armatę "car-puszka", z której nigdy nie
wystrzelono. Zwiedzam przepiękne cerkwie ( jakże odmienne w wystroju od
tych z Petersburga ). Dla turystów dostępny tylko fragment Kremla - dostępu
do reszty strzegą ochroniarze. Wchodzę na wystawę jajek Faberge
( trochę "na lewo", nie płacąc ) Jeszcze pałac
patriarchy i już muszę się powoli zbierać, aby zdążyć na pociąg.
Muszę wybrać pieniądze z bankomatu, aby zapłacić za przechowanie
plecaka. Wracam metrem w okolice dworca Białoruskiego. Robię szybkie
zakupy ( wódka, po 95 RUR ) i jem coś w miejscowej kurczakowni a`la KFC
( zestaw z koktajlem mlecznym za 120 RUR ). Wracam na dworzec i
wsiadam do już pełnego pociągu. Obok mnie podróżuje człowiek z
Kazania z córką i dwie kobiety ( w tym jedna z córką ). Za pościel płacę
tym razem 35 RUR ( koleje białoruskie ), za to dostaję w zestawie mydełko.
Podróż przebiega dość spokojnie, jednak mamy po drodze dłuższy postój
i 2 godziny opóźnienia. W pociągu wymieniam pieniądze - 120 RUR na 6800
białoruskich "zajączków" ( rubli białoruskich BUR ). W Brześciu
"pomaga" mi pewna kobieta, w zamian obiecuję jej przewieść
karton papierosów. Bilet do Terespola kosztuje 4010 BUR, opłata
"ekologiczna" to wydatek 2 USD lub 2 EUR. Resztę pieniędzy
wydaję na colę ( 580 BUR ), bułeczkę z makiem ( 240 BUR ) i inne słodycze.
Później przechodzę bez problemów przez kontrolę celną ( muszę mieć wypełnioną
deklarację ) i paszportową ( zabierają mi rosyjską kartę imigracyjną
). Przemytniczym pociągiem przejeżdżam przez granicę. Polski celnik
przegląda moje bagaże i wygłasza idiotyczne uwagi ( "pan jeździł
dużo do krajów arabskich" ). Kupuję bilet przez Siedlce do
Warszawy ( z przesiadką i dłuższą przerwą w Siedlcach ) i pociągami
elektrycznym spokojnie docieram po południu do domu. |
|